Mamy grudzień. Magiczny miesiąc. Bardzo magiczny. I wbrew pozorom nie tylko dla dzieci. Ba! Może właśnie wręcz odwrotnie... Jest on bardziej magicznym dla bardzo realnych dorosłych, którzy zaczynają przypominać sobie o cudach, bajkowości, fantazji...
Grudzień to miesiąc rzeczy niezwykłych i im więcej ich jest, tym mocniej przeżywamy atmosferę Świąt Bożego Narodzenia. I nie mam tu na myśli strony komercyjnej, która zamiast pogłębiać duchowe przeżywanie, ogranicza je do minimum, ani też religijnej, ponieważ niezależnie od wyznawanej wiary ludzie potrafią je bardzo silnie odczuwać. Znam muzułmanów, którzy obchodzą katolickie święta, nie biorąc pod uwagę ich "świętości", ale korzystając z możliwości bycia razem z rodziną i przyjaciółmi. Bo to czasami jedyny moment w roku, kiedy możemy pokazać nasze człowieczeństwo...
Trochę odbiegam od tematu, ale myślę, że to, o czym wspomniałam jest istotne, aby zrozumieć, dlaczego tak ważny jest dla nas okres świąteczny. Ważny, bo magiczny, mało realny, fantastyczny. Daleki od tego, co robimy na co dzień. My, dorośli uwielbiamy święta właśnie za to... Dzieci również, choć nie do końca są tego świadome (dziecko do 6. roku życia nie potrafi oddzielić świata nierealnego od realnego). I właśnie trochę o nich i o tym, co dla nich w te święta jest najważniejsze: św. Mikołaj. Mówić prawdę od samego początku? A może pozwolić na naiwną wiarę, którą przyjdzie w pewnym momencie skonfrontować z rzeczywistością? Ilu dorosłych, tyle opinii i argumentów na ten temat. Wyznawcy pedagogiki Montessori uważają, że prawda jest najlepszym źródłem poznania świata i całej wiedzy o nim. Z tego też powodu niczego nie wolno ukrywać przed dzieckiem. To dotyczy również św. Mikołaja. Montessoriańskie dzieci od samego początku wiedzą, że za podarunkami stoją rodzice, dziadkowie, panie z przedszkola... Pewnie wielu rodziców i wychowawców uzna to za dobry pomysł, który zrzuca z nas ciężar tłumaczenia w późniejszych latach, że ten cały Mikołaj to było kłamstwo. Może i tak. Ja mam na ten temat zdanie odmienne: POZWÓLMY DZIECIOM MARZYĆ.
W roku poprzednim 6 grudnia przypadł mi dyżur otwierania przedszkola. To był jeden z najpiękniejszych dni w roku. Nigdy wcześniej i nigdy później nie spotkałam się z tak wielką radością i wiarą w oczach dzieci, które wbiegały z historią i emocją na ustach... Właśnie wtedy pomyślałam, że nie można im odbierać magii, w którą wierzą, a w którą i my wierzyliśmy. Są rodzice, którzy bardzo dbają o Mikołajkowe rytuały i im chwała za to. Znam dzieci, które 5 grudnia samodzielnie pieką ciastka, które przed snem kładą w kuchni na stole wraz ze szklanką mleka. Dla Mikołaja... Znam i taką dziewczynkę, która dodatkowo troszczy się o renifery (zostawia im siano) oraz elfy (dla nich czeka sok i ciasteczka). Ale najpiękniejsze jest ich pełna wiary historia o tym, jak ciastka zostały zjedzone, a mleko wypite... I to, że tak bardzo próbowały nie spać tej nocy, aby spotkać św. Mikołaja... Niewiele z nas zdaje sobie sprawę z tego, że nie są to dla dziecka tylko ulotne chwile i tymczasowy przypływ emocji. Jest to sprawa najwyższej rangi! I powinniśmy im na to pozwolić...
Ale co potem? Spokojnie... Dziecko to też człowiek. Rozumny człowiek. I zazwyczaj samo zaczyna się orientować w sytuacji. Krok po kroku... Zanim przybiegniemy z wyjaśnieniami, ono będzie wiedziało swoje. Dużo wcześniej. Ale nie wspomni nam o tym i dalej będzie pisał kartki z listą prezentów. Tym razem bardzo świadomie kierując rodziców na swoje marzenia :)
Oczywiście są przypadki, kiedy to prawda o św. Mikołaju bywa bolesna. Co zrobić wtedy? Opowiedzieć o biskupie z Miry, o św. Mikołaju z Laponii, o tradycji wręczania prezentów i o tym, że najpiękniej jest po prostu w coś wierzyć. Bo wtedy jest magicznie...